Blog dla wszystkich milosnikow Toskanii. Jesli chcesz podzielic sie swoimi przezyciami, spostrzezeniami i przygodami z wakacji spedzonych w tym regionie - opisz je wlasnie tutaj. Prosze przesylac teksty i zdjecia na adres: aleksandra.seghi@email.it

czwartek, 18 października 2012

Bella Toskania cz.I

Dzisiejszy tekst zawdzieczamy pani Katarzynie. Zapraszam do lektury:
Bella Toskania cz.I

Nie wyobrażam sobie lepszej uczty dla ducha i ciała. Toskania po raz kolejny dała mi wielką dawkę siły na cały kolejny rok. Odwiedziłam ją w maju, miesiącu zielonym, pachnącym i rozśpiewanym ptasimi trelami. Każdego ranka, pierwszą kawę piłam w towarzystwie miłej kotki i dudków, przecudnych choć płochliwych ptaszków, na tarasie naszego kamiennego domu, usytuowanego na wzgórzu niedaleko Pistoi. O tej porze słońce świeciło najbardziej i warto było z niego skorzystać, bo w ciągu dnia pogoda potrafiła płatać figle. Niemniej jednak nie zakłóciła mi i mojemu mężowi dwutygodniowych wakacji. Długo namawiałam męża na wyjazd do Toskanii. Opowiadałam mu o wszystkich pięknych miejscach, klimacie, jedzeniu i krajobrazach. Nalegałam by poznał zabytki, które zawdzięczamy takim postaciom jak nieocenieni Leonardo da Vinci, Giorgio Vasari, Andrea Del Verrocchio, Piero Della Francesca, Michał Anioł, Dante Alghieri i wielu innych artystów. W końcu się udało. Mąż zrezygnował ze swoich ukochanych Alp, by razem ze mną poszperać w zakątkach uliczek urokliwych, toskańskich miast i miasteczek. Podróżowaliśmy samochodem, nie korzystając z autostrad, by móc jak najwięcej zobaczyć. 

Nasz dom. Cały tylko do naszej dyspozycji
 
Z kotką szybko się polubiłyśmy. Codziennie rano czekała na tarasie, głodna i stęskniona. Niosłam wiec w jednej dłoni kubek z kawą dla siebie i jakieś jedzonko dla kotki.


Poranne karmienie kotki. Najbardziej lubiła kanapki z wędliną i serem, choć chleb zjadała na końcu
 

Zamieszkaliśmy niedaleko Pistoi. Stamtąd codziennie wyruszaliśmy na kolejne wyprawy, nie pomijając oczywiście tego co było najbliżej – Pistoi i Prato. To pierwsze miasto wywarło na mnie duże wrażenie. Średniowieczna zabudowa, przemieszana z florenckim renesansem, nie pozwala oderwać wzroku. Dookoła Piazza del Duomo same perełki, na czele których wznosi się romańska Katedra św. Zenona. Do budowy fasady użyto zielonego marmuru, wydobywanego w okolicach Prato. Z białego i zielonego marmuru, zbudowano także barokowe baptysterium.

Katedra św. Zenona w Pistoi












                                    
                                                                    Babtysterium w Pistoi


Często wpadaliśmy w okolice placu do malutkich barów, głównie na kawę i coś do niej. Delektowaliśmy się nie tylko smakiem, ale także spokojem, którego brakowało nam we Florencji, Pizie i Sienie. Majowy długi weekend przyciągnął do Toskanii mnóstwo turystów z Polski. Ponieważ nasz pobyt był znacznie dłuższy, pierwszych kilka dni maja spędziliśmy z daleka od Florencji i Sieny.
Pojechaliśmy do Vinci. Małe miasteczko, pięknie położone na wzniesieniu, przywitało nas niezbyt piękną pogodą, ale za to jaką architekturą! Oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy  do rodzinnego domu Leonardo, zwiedziliśmy muzeum i usiedliśmy by oddać się urokowi rozciągających się po horyzont krajobrazom, widocznym z okien domu mistrza. 


Przed wejściem do muzeum w rodzinnym domu Leonardo da Vinci. Artysta spędził w nim pierwszych kilka lat życia, zanim ojciec zabrał go do Florencji i oddał na nauki do Andrea del Verrocchio


Mając takie inspirujące widoki, wyjątkowy klimat i bujną wyobraźnię, Leonardo musiał zostać artystą doskonałym. Nie miał wyjścia. 
 
Kolejny zachwyt przeżyliśmy będąc w San Gimignano, zwanym „Manhattanem średniowiecza”. Mój mąż po raz pierwszy wtedy oznajmił, że jest pod wrażeniem i jest mi wdzięczny, że nalegałam na Toskanię. On rycerz pasjonata miał okazję przenieść się w prawdziwy nastrój średniowiecza. Chodził i zaglądał wszędzie, szyja go bolała od bezustannego podnoszenia głowy do góry. Miasto, a raczej wioskę, założyli Etruskowie w III w.p.n.e. Zapisy miejskie sięgają X wieku, kiedy to przyjęto nazwę od biskupa Modeny Geminianusa. San Gimignano słynie ze wznoszących się wysoko ponad mury czworokątnych wież, budowanych przez zamożnych mieszkańców. Prześcigali się oni w swoich architektonicznych dokonaniach tak, że w rezultacie w okresie średniowiecza, nad miastem górowało ich aż 72. Powoli jednak budowle, pełniące funkcje obronne, niszczały. Część z nich zburzono, część rozebrano z wyższych partii. Najstarszą, zachowaną do dziś, jest wieża Rognosa z 1200r. W ruinę miasto popadło kiedy nawiedziła je „czarna śmierć” w 1348r.
Najpiękniejsza i najstarsza część miasta, otoczona jest pierścieniem grubych XIII – wiecznych murów. Liczne zabytki, muzea, ciasne uliczki a w nich bary, kafejki i sklepiki, ściągają tłumy turystów. Niestety z parkowaniem mieliśmy spory kłopot. Samochód zostawiliśmy w sporej odległości od centrum miasta. Po kilkugodzinnym zwiedzaniu, przepychając się przez rzekę narodu, z trudem dotarliśmy na parking. Ale warto było to przeżyć. 




        W San Gimignano









W prowincji Sieny położone jest niewielkie miasteczko Monteriggioni. Zasłynęło z wyjątkowej architektury, która stała się scenografią do niektórych scen filmów Ridleya Scotta „Gladiator”i „Angielski pacjent”. Kręcono tutaj także reklamy motoryzacyjne. Słynny Dante unieśmiertelnił go w swojej „Boskiej komedii”. Otoczone murami średniowieczne miasto, kryje wiele ciekawostek i tajemnic. Na głównym placu Piazza Roma wznosi się kościół św. Marii a w XVII – wiecznej katedrze św. Zbawiciela jest piękny krucyfiks. Znajdziemy tam także relikwię z Krzyża Chrystusowego – 22 centymetrowy gwóźdź, który przebijał lewą stopę Zbawiciela. Relikwia została przywieziona do Italii w 326 roku przez św. Helenę, matkę cesarza Konstantyna. Ciekawostką jest też trasa widokowa, wiodąca po pierścieniu średniowiecznych, długich na 570 metrów murów, które mają kształt eliptyczny i grubość około 2 metrów. Z tego miejsca warto podziwiać widoki, roztaczające się dookoła miasta. 

W Monteriggioni byliśmy popołudniu. Światło cudownie, wręcz bajecznie oświetlało czerwone mury i fasady kamienic. Potwierdziło to tylko słuszność wyboru tego miejsca na filmową scenografię. Warto odwiedzić także klimatyczne, małe restauracyjki i sklepiki pełne pamiątek, wspaniałych specjałów toskańskiej kuchni. Koniecznie trzeba usiąść przy niewielkim stoliczku i napić się lokalnego chianti w otoczeniu domów pamiętających czasy Pretorów.

            Kościół św. Marii

Wszystkie zdjecia pochodza z archwium autorki tekstu. Serdecznie dziekuje za ich udostepnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz