W sierpniu Honorata odwiedzila Toskanie, by zebrac materialy niezbedne do napisania pracy magisterskiej.
Oto jakie sa jej wrazenia po pobycie w tym regionie:
Nasze kulinarne dwa tygodnie we Włoszech
Był to jedyny dzień, gdy padało. Wracając pojechaliśmy do Castelnuovo na festiwal papardelle z mięsem z zająca. W poniedziałek byliśmy w Cortonie, w której jedliśmy najlepszy lody podczas całego wyjazdu.
Czekając na samej górze na autobus widzieliśmy jak wjeżdża na góre, by zaraz potem zjeżdżał w dół, ale bez nas. Okazało się ze przystanek na którym czekaliśmy nie funkcjonował i musieliśmy schodzić krętą drogą bez pobocza do najbliższego miasteczka Camucia by wrócić pociągiem. We wtorek natomiast byliśmy w Anghiari gdzie jedliśmy najlepszą pizzę.
Środę po południu spędziliśmy na degustacji wina w winnicy nieopodal Arezzo. Wieczorem czekała nas kolacja w gronie Pani Laury, jej znajomych i innych wynajmujących mieszkanie w domu. Czwartek był dniem odpoczynku, opalania i podziwiania z góry miasteczka, na które mieliśmy piękny widok. W piątek wybraliśmy się do Pizy i Lukki. Kolejny weekend oznaczał kolejne festiwale. W sobotę pojechaliśmy na festiwal Polenty do Monterchi. Niestety autobus, którym jechaliśmy nie zatrzymywał się tam więc wysiedliśmy w znanym nam już Anghiari. Po chwili namysłu, wiedząc, że nie jesteśmy zbyt daleko od celu postanowiliśmy złapać stopa. I udało się. Po zaledwie 2 minutach złapałam swojego pierwszego w życiu stopa. Pan nie tylko dobrze mówił po angielsku, ale także podwiózł nas pod sam festiwal oraz poinformował, że jego znajoma jest organizatorką festiwalu, który mieliśmy odwiedzić następnego dnia. Na polentę czekałam dość długo i potem musieliśmy biegiem i szybkim marszem pokonać 2 km, by złapać ostatnio autobus do domu.
Niedziela to wyprawa do Montagnano na festiwal kaczki. Niestety nie udało nam się doczekać otwarcia stoisk gastronomicznych, jednak obejrzeliśmy paradę traktorów, mieszkańców w strojach z epoki oraz wyścig w turlaniu stogu siana.
Następny tydzień z założenia miał być bardziej intensywny. W poniedziałek pojechaliśmy autobusem do Sieny ,we wtorek do Modeny i muzeum Ferrari, w środę do Bolonii, a czwartek do Florencji.
Piątek był dniem odpoczynku i robienia zakupów kulinarnych do Polski. Wieczorem pożegnaliśmy Arezzo w restauracji na Piazza Grande, popijając Prosecco. W piątek z samego rana, a właściwie można by powiedzieć, że w nocy, bo po ciemku o 5 rano udaliśmy się na stację kolejową by dojechać znów do Rzymu. W Rzymie byliśmy ok 10 więc spędziliśmy kilka godzin zwiedzając dalsze atrakcje, które na nas czekały. Podczas wyjazdu najbardziej zaskoczyło mnie to, że Pani Laura nie wzięła od nas żadnych pieniędzy chociażby za benzynę, którą zużyła w pierwszy weekend naszego pobytu. Z Panią Laurą nawiązałam bardzo dobry kontakt. Rozmawiałyśmy po angielsku i dużo mi opowiadała. W mieszkaniu znaleźliśmy ciekawe książki o włoskim jedzeniu tradycjach, które Pani Laura pozwoliła mi wziąć. Na pewno przydadzą mi się do pisania pracy magisterskiej. Odwiedziłam też biuro szlaku wina prowincji Arezzo. Pani bardzo się zdziwiła gdy jej powiedziałam, że nie dostałam od niej żadnych materiałów. Szybko skompletowała nowy zestaw i bogatsza o nowe materiały wyszłam z biura. Ponieważ leciałam samolotem a miałam dużo książek i broszur postanowiłam wysłać je pocztą by nie dopłacać do bagażu. Ponieważ pan na poczcie nie mówił po angielsku, zajął się moją paczką i wszystko sam załatwił. Do mnie należało tylko zapłacenie 30 euro za 7 kg. Pełna obaw czekałam w Polsce na paczkę, jednak po dwóch tygodniach od mojego powrotu, ku mojej radości paczka dotarła. Dzięki temu wyjazdowi łatwiej będzie mi teraz pisać moją prace magisterską, ponieważ wiem jak naprawdę wyglądają festiwale kulinarne we Włoszech. Naukę włoskiego, którą rozpoczęłam przed wyjazdem postanowiłam kontynuować po powrocie i mam nadzieje, że z czasem mój włoski będzie coraz lepszy.
Serdecznie dziekuje za opisane wrazenia przez Honorate. Zdjecia pochodza z archiwum autorki wspomnien.